Infografika z The Sun
Infografika z The Sun
Krzysztof Bosak Krzysztof Bosak
3703
BLOG

Eurosceptyczny bunt Partii Konserwatywnej przeciw Cameronowi

Krzysztof Bosak Krzysztof Bosak Polityka Obserwuj notkę 3

 

W poniedziałek, 24 października 2011 r. brytyjska Izba Gmin głosowała nad wnioskiem o rozpisanie referendum ws. opuszczenia przez Wielką Brytanię Unii Europejskiej. Choć wniosek został odrzucony to głosowanie stało się pretekstem do wielkiego buntu konserwatywnych posłów przeciwko własnemu rządowi, a eurosceptycyzm stał się większościowym poglądem w brytyjskim parlamencie. Referendum na razie się nie odbędzie, ale pozostanie niemożliwym do zlekceważenia punktem debaty politycznej. Temat powróci, gdy przyjdzie ratyfikować zmiany w traktach UE wdrażające rozwiązania antykryzysowe. Z tych powodów warto bliżej przyjrzeć się konfliktowi wokół referendum i nasileniu antyunijnych nastrojów wśród brytyjskich polityków.

Tło wydarzeń

Obserwując dzisiejszą debatę polityczną w Wielkiej Brytanii można odnieść wrażenie, że to co na kontynencie bywa określane „projektem europejskim” w Anglii postrzegane było głównie jako przedsięwzięcie biznesowe. Duża część Brytyjczyków na polityczną integrację Unii Europejskiej patrzy niechętnie i nieufnie. Inflacja traktatowych reform UE oraz aktywizm regulacyjny Komisji Europejskiej dały podstawy do skrystalizowania się silnego nurtu eurosceptycznego w brytyjskiej debacie politycznej.

Badania opinii publicznej wykazują, że niemal trzy czwarte ankietowanych oczekuje referendum dotyczącego relacji UK-UE, a około połowa jest skłonna głosować za opuszczeniem Unii Europejskiej. W wyborach w roku 2010 wszystkie główne partie deklarowały chęć zorganizowania europejskiego referendum, a ponadpartyjna organizacja The People’s Pledgezebrała w tym roku ponad 100 tysięcy podpisów za referendum. Zgromadziła ona wokół siebie kilka tysięcy działaczy, którzy namówili ponad 50 posłów do podpisania zobowiązania, że będą głosować za europejskim referendum. Organizatorzy podkreślają, że nikt poniżej 54. roku życia nie miał okazji wyrazić swojego stanowiska ws. organizacji, od której zależy większość brytyjskiego prawa. Wiek ten wynika z faktu, że ostatnie powszechne referendum dotyczące integracji europejskiej z zapytaniem o zgodę na włączenie Wielkiej Brytanii do wspólnego rynku europejskiego miało miejsce w roku 1975.

Złożenie wniosku o referendum

Wniosek o referendum jest inicjatywą konserwatywnych posłów z tylnych ław (backbenchers), którzy krytycznie patrzą na politykę europejską koalicyjnego rządu. Już samo złożenie wniosku było polityczną próbą sił. Ostatecznie wniosek popisało aż 86 posłów, wśród nich 68 posłów Partii Konserwatywnej. Oto jak brzmiała zaproponowana treść wniosku:

„Izba Gmin wzywa Rząd do wprowadzenia na następnym posiedzeniu Parlamentu projektu ustawy o przeprowadzeniu narodowego referendum z pytaniem o to czy Zjednoczone Królestwo powinno:

a) pozostać członkiem Unii Europejskiej na obecnych warunkach

b) wyjść z Unii Europejskiej

c) renegocjować warunki swojego członkostwa tak by stworzyć nową relację opartą na handlu i współpracy”

Debata w Izbie Gmin

Poprzedzająca głosowanie debata była burzliwa. Trwała aż 5,5 godziny i uzewnętrzniła głębokie podziały w Partii Konserwatywnej. Podziały owe są nie tyle ideowe, co raczej związane z taktyką i oceną intencji i skuteczności premiera Camerona. Właściwie wszyscy w Izbie Gmin zgadzali się, że władza Unii Europejskiej jest dla Wielkiej Brytanii problemem. Konserwatyści odmieniali przez wszystkie przypadki postulat odzyskania kompetencji władzy (repatriation of powers) od Brukseli, a posłowie Partii Pracy nie tylko nie oponowali, ale także aprobowali takie postawienie sprawy. Oglądając debatę można było odnieść wrażenie, że w Izbie Gmin nieobecni są euroentuzjaści w polskim stylu, a więc tacy którzy widzą pozytywy tworzenia regulacji na poziomie unijnym.

Żadni posłowie nie negowali potrzeby ani sensu przeprowadzenia referendum. Konserwatywnych posłów podzieliły jednak dwie sprawy: czas przeprowadzenia referendum i sposób sformułowania pytań. Broniący wniosku o referendum poseł David Nuttall argumentował, że przeprowadzenie referendum nie można dłużej odkładać i że żaden czas nie będzie się wydawał na nie właściwy. Reprezentujący rząd szef MSZ William Hague argumentował, że wniosek o referendum jest „złą propozycją w złym czasie”. Zwrócił uwagę, że referendum z trzema opcjami rodzi wiele problemów i może nie dać jasnego wskazania jak ma postąpić rząd. Zdaniem Haguego referendum powinno się składać z jednoznacznego pytania, na które można odpowiedzieć tak lub nie. Referendum takie powinno być rozpisane dopiero gdy będzie znany wynik renegocjacji warunków członkostwa Wielkiej Brytanii w UE, a więc w bliżej nieokreślonej, ale raczej odległej przyszłości.

Premier David Cameron zabierając głos stwierdził, że nie może obecnie rozpisać referendum, gdyż jest to sprzeczne z proeuropejskim programem koalicji z Liberalnymi Demokratami. Obiecał jednak, że rozpisze referendum, jeśli miałyby wejść w życie  „jakiekolwiek  nowe zmiany traktów europejskich przekazujące kolejne kompetencje władzy do Brukseli”, tak jak to było w przypadku Traktu z Mastricht czy Traktatu Lizbońskiego. „Nie wiemy jakie propozycje traktatowe zaproponują Francja i Niemcy” – przyznał Cameron, mówiąc o rozwiązywaniu kryzysu strefy euro. Natomiast minister Hague stwierdził, że „granice integracji zostały już osiągnięte, a nawet przekroczone”.

Konserwatywni posłowie z tylnych ław ostro krytykowali rząd za unikanie szybkiego wypełnienia wyborczego zobowiązania przeprowadzenia referendum oraz za brak aktywności w odzyskiwaniu kompetencji władzy od UE. Podkreślali, że ich wniosek wzmacnia pozycję negocjacyjną rządu i że nie będzie lepszego czasu na odzyskiwanie władzy od UE, niż moment w którym Europa potrzebuje pomocy i akceptacji Brytyjczyków dla ratowania strefy euro. Podkreślali też wielokrotnie, że nie mogą głosować przeciw propozycji uchwały ws. referendum ponieważ nie wybaczyliby tego wyborcy z ich jednomandatowych okręgów.

Posłowie byli podzieleni w kwestii celu referendum: część jako cel polityczny deklarowała renegocjację warunków członkostwa w Unii, mniejszość spośród buntowników deklarowała, że ich celem jest opuszczenie UE przez Zjednoczone Królestwo i utrzymanie wyłącznie współpracy gospodarczej z Europą. Przedstawiciele rządu replikowali wskazując, że połowa brytyjskiego eksportu idzie do Unii Europejskiej i pozostając jej członkiem mają wpływ na jej poczynania. Posłowie z tylnych ław wskazywali natomiast na szkodzące biznesowi ograniczenia rynku pracy dokonywane przez Brukselę, brak możliwości prowadzenia samodzielnej polityki handlowej i upadek  brytyjskiego rybołówstwa.

Głosowanie nad wnioskiem

Choć wniosek o referendum nawet jeśli zostałby przegłosowany nie ma wiążącej mocy prawnej, to został przez rząd potraktowany bardzo serio. Premier Dawid Cameron poświęcił podobno 10 godzin na osobiste przekonywanie posłów do głosowania  przeciw wnioskowi, wprowadzono także najwyższy stopień dyscypliny w głosowaniu (three-line whip) obwarowany sankcjami dyscyplinarnymi.

Ostatecznie wniosek został odrzucony stosunkiem głosów 483:109. Za wnioskiem głosowało m.in. 79 spośród 305 posłów Partii Konserwatywnej i 19 spośród 255 posłów Partii Pracy. Za wnioskiem głosował także jeden Liberalny Demokrata, jeden Zielony, jeden niezależny i ośmiu Unionistów.

Eurosceptyczna rebelia

Doliczając do tych konserwatystów którzy zagłosowali za wnioskiem także tych, którzy wstrzymali się lub nie wzięli udziału w głosowaniu okazuje się, że aż 94 posłów nie zagłosowało zgodnie z nałożoną dyscypliną. Jest to jedna trzecia całego klubu, a jeśli liczyć tylko tych posłów którzy nie pełnią żadnych funkcji w rządzie to ich liczba zbliża się do połowy klubu.

Nieposłuszeństwo władzom partii w głosowaniu bywa w brytyjskim parlamentaryzmie nazywane rebelią. Zasięg buntu jest około dwukrotnie większy niż rebelia do której doszło w 1993 roku, kiedy konserwatywny rząd premiera Johna Majora ratyfikował Trakt z  Maastricht (41 konserwatystów głosowało przeciw) choć wciąż mniejszy niż w 2003 roku, gdy rząd Tony’ego Blaira decydował o wysłaniu wojsk do Iraku (139 laburzystów zagłosowało przeciw).

Rozmiar rebelii zaskoczył samych inicjatorów. Z reguły skala buntu jest mniejsza niż zapowiadają posłowie. Część z nich sygnalizuje wolę wyłamania się, po to by takim naciskiem załatwić swoje sprawy z rządem. Tym razem rebelia okazała się większa niż się spodziewano, co dowodzi pryncypialności buntujących się i realnej wagi tematu. Dwóch posłów za swoje nieposłuszeństwo świadomie zapłaciło utratą stanowisk w rządzie. Trudno powiedzieć jaka byłaby skala poparcia dla wniosku, gdyby nie wprowadzono pełnej dyscypliny, ale z pewnością jeszcze większa. Warto podkreślić, że wcześniej w tej kadencji parlamentu miały miejsce już 22 głosowania, przy których doszło do mniejszych rebelii eurosceptycznych posłów przeciw rządowi. 49 spośród 81 zbuntowanych posłów to parlamentarni nowicjusze wybrani w 2010 roku. Pokazuje to, że pogłębiający się eurosceptycyzm jest domeną nowego pokolenia konserwatywnych posłów.

Konsekwencje dla Davida Camerona

Premier Cameron jest w niezwykle skomplikowanej sytuacji. Ponosi odpowiedzialność za rząd tworzony wraz z euroentuzjastami z Liberalnych Demokratów, opierając się na zapleczu parlamentarnym złożonym w dużej mierze z eurosceptyków. Rozbudził duże nadzieje na zmianę brytyjskiej polityki w UE trafiając jednocześnie na najgorszy możliwy okres na otwieranie poważnej dyskusji o kształcie UE, jako że wszyscy zajęci są ratowaniem banków i bankrutującymi państwami w strefie euro. Rozpoczął jednocześnie odważne wewnętrzne reformy, na które część społeczeństwa źle reaguje.

Tak szeroki bunt przeciw proeuropejskiej polityce premiera jest wyraźnym znakiem braku zaufania dużej części kadr partii konserwatywnej dla europejskiej linii Camerona. Wielu posłów zdaje się sądzić, że eurosceptycyzm Camerona sprowadza się jedynie do deklaracji i obietnic, a rząd godzi się na oddawanie kolejnych obszarów pod nadzór Brukseli. O ile tym razem Cameron stracił jedynie prestiżowo, to przy nadchodzącej ratyfikacji zmian w traktatach związanych z reformą strefy euro rozpisanie referendum może okazać się nieuniknione.

Cameron będzie musiał udowodnić Partii Konserwatywnej, że podjął rzeczywiste działania na rzecz odzyskania kompetencji władzy z Brukseli do Londynu. Efekty takich działań będzie mu jednak pokazać trudno, gdyż takie postulaty leżą w sprzeczności z logiką tworzenia prawa europejskiego i unijnych instytucji. Zmiana stanu rzeczy wymagałaby stworzenia paneuropejskiej koalicji, gdy tymczasem Londyn w swej niechęci do aktywizmu prawnego i regulacyjnej omnipotencji Brukseli jest obecnie osamotniony. Nieoczekiwanym pozytywnym następstwem opisanego przesilenia, może być rzeczywiste wzmocnienie pozycji negocjacyjnej Camerona wobec Francji i Niemiec i jednoczesne umocnienie jego wizerunku proeuropejskiego lidera. Jeśli jednak Cameron podejmie jakiekolwiek rzeczywiste działania na rzecz odzyskania kompetencji władzy z Brukseli bądź proponowania deregulacji unijnych polityk, to z dużym prawdopodobieństwem natychmiast powróci do roli dyżurnego eurosceptyka w gronie unijnych premierów.

Konsekwencje dla eurosceptycznych konserwatystów

Eurosceptyczni konserwatyści dzięki wnioskowi, debacie i głosowaniu ws. referendum europejskiego wzmocnili swoją pozycję w partii konserwatywnej i w ogóle na brytyjskiej scenie politycznej. Podczas debaty można było odnieść wrażenie, że przedstawiciele rządu mówią ich językiem, a jedynie ze względu na koalicję i kryzys strefy euro nie mogą zająć ostrzejszego stanowiska. Dawny podział Partii Konserwatywnej na frakcję proeuropejską i antyeuropejską ustąpił miejsca nowemu: mniej liczni pryncypialni eurosceptycy oczekujący opuszczenia UE przez Zjednoczone Królestwo i różne odcienie kompromisowych eurosceptyków, którzy chcą zdefiniowania na nowo relacji na linii Wielka Brytania–Unia Europejska. Relatywny sukces osiągnięty przez eurosceptyków w głosowaniu był wynikiem aliansu tych dwóch grup, wyrażającego się w propozycji referendum z trzema możliwymi opcjami do wyboru. Przed oboma obozami stoi wyzwanie szczegółowego określenia swoich celów. Zwolennicy opuszczenia UE muszą nakreślić docelowy model stosunków gospodarczych z UE, a zwolennicy renegocjacji warunków muszą dookreślić jakie kompetencje władzy chcą odzyskać i w jaki sposób.

Komentarze do sporu

Spór o referendum europejskie odbił się w brytyjskiej polityce szerokim echem.  Lider Partii Pracy Ed Miliband wykorzystuje go by przedstawić Camerona jako ojca nastrojów antyeuropejskich, który wyprowadził Partię Konserwatywną z euroentuzjastycznej frakcji chadeckiej (EPP) w Parlamencie Europejskim i jest niezdolny do rozwiązywania problemów UE. Lider Liberalnych Demokratów Nick Clegg jest w niezręcznej sytuacji, bo z jednej strony opowiadał się za referendum, z drugiej strony chce być widziany jako proeuropejski wicepremier. W tej sytuacji podkreśla on przede wszystkim kryzys przywództwa w Partii Konserwatywnej i w koalicji rządowej, milcząc o aspektach merytorycznych sporu. Liderzy Partii Konserwatywnej zrobili tymczasem dobrą minę do złej gry: nazajutrz po dramatycznej debacie i głosowaniu minister edukacji Michael Gove pochwalił pryncypialność zwolenników referendum, którzy nie wahali się poświęcić swych stanowisk w rządzie. Natomiast konserwatywni komentatorzy, tacy jak Paul Goodman, wzywają Camerona do pilnego rozpoczęcia przeglądu polityk europejskich i prac programowych nad propozycją rewizji traktów europejskich.

Krzysztof Bosak

Wiceszef Centrum Analiz Fundacji Republikańskiej

 

Video z debatą nad wnioskiem o referendum:

http://www.parliamentlive.tv/Main/Player.aspx?meetingId=9156

Fragment debaty – elegancka, polemiczna wypowiedź posła Jacoba Rees-Mogga:

http://www.youtube.com/watch?v=qtpt2_qiqvw

Centrum Analiz Fundacji Republikańskiej:

http://cafr.pl/

 

Źródła:

telegraph.co.uk

conservativehome.blogs.com

parliamentlive.tv

nottspolitics.org

Grafika:

The Sun

Ostatnio rzadko na s24, częściej na facebooku, gdzie prowadzę Krzysztof Bosak | MIKROBLOG Wypromuj również swoją stronę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka